Po szumie wczorajszego dnia, spędzonego na ustalaniu gdzie zostali przewiezieni poszczególni zatrzymani, podejmujemy próbę zarysu refleksji dotyczących ostatnio wszczętego śledztwa, które – ze względu na z jednej strony liczbę aresztowanych, z drugiej zaś głównych nim dowodzących – zasługuje na głębszą analizę.
Jak to możliwe, że śledztwo dotyczy aż tylu ludzi?
Odpowiedź jest relatywnie prosta: aby na liście nie znalazły się wyłącznie osoby do tej pory dobrze znane prefekturze i policji w Turynie.
Na dwustu stronach składających się na akt oskarżenia, odnajdujemy część miasta: dzielnicę
Porta Palazzo, Barriera di Milano oraz Aurora.
Odnajdujemy nazwiska i zdjęcia tych, którzy nie mogąc już sobie pozwolić na płacenie czynszu, zadecydowali zorganizować się i pomóc sobie wzajemnie w ostatnich latach. To liczne i liczni włosi i obcy, którzy barykadowali się śmietnikami, z niepokojem i determinacją oczekując komornika, a w przypadku utraty mieszkań, decydowali się na zajmowanie pustostanów.
To co od razu uderza, to fakt, że nie traktuje się tego jako przestępstwo zespolone, ale raczej jako połączenie w łańcuch pojedynczych przestępstw przewijający się przez całe śledztwo. Przestępstwo najczęściej cytowane to „przemoc wobec osoby posiadającej autorytet publiczny”, ale znajdujemy również oskarżenia bardziej specyficzne, takie jak porwanie (oskarżenia już użyte przeciwko Giobbe, Andrea i Claudio). Wedle procedury, tym razem porwanymi byli komornicy, którzy będący otoczeni przez biorących udział w pikietach zostawali zmuszani do odroczenia sfratto (eksmisji).
Użytych środków sądowych nie da się usprawiedliwić o tyle ciężarem pojedynczych epizodów o ile ich powtarzalnością, zgodnie z zachowaniem ram teoretycznych, które prokuratura zidentyfikowała w ulotkach rozprowadzanych podczas pikiet oraz w tekstach opublikowanych w Invece oraz w tej broszurze.
Na końcu czytamy: „efektem powtarzających się akcji zorganizowanej opozycji było substancjalne odebranie władzy, oraz mocy wykonawczej decyzji wymiaru sprawiedliwości […], z zamiarem powstrzymania, w kontekście programowej intymidacji, teraz i w przyszłości egzekucji decyzji sądowych.”
To czego to więc dotyczy, to chęć bezpośredniego satysfakcjonowania potrzeb, takich jak posiadanie dachu nad głową bez błagania o niego, bez oczekiwania na polityczną świtę mieszkaniową burmistrza.
W Porta Palazzo i Barriera, przez ponad rok, sfratti (eksmisje) napotykały opór i nie zostały wyegzekwowane. Mówimy o moratorium czynu. To właśnie to co utkwiło niczym kołek w gardle właścicielom i politykom różnej maści, przyzwyczajonych do tego, że ich żądania są spełniane. Przeciwnie, tym panom wyrywano z rąk kolejne orzeczenia, i to działo się bez jakiejkolwiek mediacji.
Co odróżnia takie moratorium od koncesji administracji publicznej? Ta druga to ładniejsza, słodsza wersja kija, osłabianie serc, legitymizacja istniejących hierarchii. Pierwsza, w przeciwieństwie, rozprzestrzenia i generalizuje się w celu wyeliminowania tych hierarchii, organizuje się w inny sposób, na ulicy.
Nie na darmo, kilka godzin po aresztowaniach, to właśnie Davide Gariglio w swej wypowiedzi był usatysfakcjonowany z akcji policyjnej, która była reakcją na rozprzestrzenianie się nielegalnej sytuacji na ulicach. Nie jest też przypadkiem, że mówi to właśnie rzecznik Partii Demokratycznej (Włoskiej Partii Socjalistycznej). Partia ta rządzi w mieście, to partia „wielu domów”, partia banków i sfratti, partia z największą liczbą szkód materialnych poniesionych w ostatnich miesiącach.
[Tłumaczenie tekstu z języka włoskiego opublikowanego 4 czerwca 2014 w Macerie.]
[Opublikowano 5 czerwca we fr.squat.net]