Oświadczenie Kolektywu Syrena w sprawie eksmisji skłotu Warsztat

W roku, gdy Najwyższa Izba Kontroli ogłosiła bezprecedensową wieść, że 6,5 miliona ludzi w Polsce żyje w warunkach „nędzy mieszkaniowej”, zaś w samym środku tej katastrofy 200 tysięcy mieszkań zostanie wycofanych z użytku ze względu na opłakany stan;

W roku, gdy Główny Urząd Statystyczny podał, że przeciętny mieszkaniec tego kraju, gdyby zdecydował się przeznaczyć całą swoją pensję na zakup mieszkania, mógłby kupić niecałe pół metra kwadratowego – prawie dwa razy mniej niż dziesięć lat temu;
W roku, gdy poznański czyściciel kamienic Piotr Śruba – w bogobojnym milczeniu policji i władz – na dobre trafił do panteonu bóstw wyniesionych przez Święte Prawo Własności, obok Marka Mossakowskiego, Jana Stachury, i pomniejszych ubermanschów, jak Anna „lokator-to-nie-człowiek” Ferguson;

W końcu – chwilę po tym, gdy prezydent Poznania dopisał nową zwrotkę do Koko Euro Spoko, ogłaszając, że budżet miasta jest dziurawy, więc 51-milionowe cięcia dotkną żłobki, szkoły, komunikację i publiczne remonty;

Oddział szturmowy policji uzbrojony w karabiny maszynowe stanął w Poznaniu na ul. Podgórze na przeciw ludzi walczących o niszczejący budynek, by uchronić go przed popadnięciem w ruinę.

Dla wielu osób własność prywatna jest święta. Stąd, właściciel kamienicy ma prawo robić z nią co zechce: może ją zdewastować, zburzyć i wymienić na plombę apartamentowo-biurowcową – tak skrajne zachowania jawią się jako miara wolności gospodarczej w Polsce XXI wieku, trawionej przez głód mieszkaniowy. Brak zgody na wiele przejawów tej „wolności” traktowany jest w Poznaniu gorzej niż obraza uczuć religijnych. Nawet moskiewska akcja Pussy Riot zmieniająca cerkiew w salę koncertową nie zmobilizowała policji tak szybko jak poznańska akcja ludzi zmieniających pustostan w budynek zdatny do mieszkania. Ta sama religia ewidentnie zabrania policji na równie szybką interwencję wobec wieloletnich działań właścicieli-czyścicieli kamienic na Stolarskiej, Strusia, Piaskowej, a także w Warszawie, Łodzi, Krakowie…

Innych dziwić może, skąd się biorą ludzie, którzy, narażeni na pałowanie, kopniaki, gaz łzawiący czy w końcu więzienie, decydują się zajmować marniejące pustostany. Co to za ideologia?! „Niech się lewaki wezmą za robotę!”.

Tymczasem mieszkania nie świecą pustką na marne: podtrzymywanie sytuacji, w której tysiące lokali mieszkalnych – mimo ogromnego na nie zapotrzebowania – stoją puste, służy zyskownej branży nieruchomości. W całym kraju można zauważyć ścisłą korelację pomiędzy liczbą pustostanów, a wysoką ceną mieszkań. Dla przeciętnego mieszkańca miast posiadanie własnego dachu nad głową oznacza dług spłacany prawie przez całe życie.

W ciągu ostatnich siedmiu lat ceny mieszkań wzrosły niemal dwukrotnie. W Warszawie, gdzie zawsze było drogo, w latach 2005 – 2009 koszt metra kwadratowego w typowym mieszkaniu o powierzchni 36-60 m2 wzrosła z 4.900 zł do 9 440 zł (Źródło: REAS). Gdy ceny mieszkań poszły o 100 proc. w górę, średnie płace wzrosły zaledwie o jedną trzecią – wg danych GUS. Ewidentnie, w parze za wysokim kredytem na trzydzieści lat nie idą wysokie zarobki ze stałą umową o pracę.

Eksperci sektora prywatnego (nasze ministerstwa nie są szczególnie zainteresowane produkowaniem analiz nt. dystrybucji mieszkań) twierdzą, że nawet połowa budowanych lokali stoi pusta i jest przeznaczona wyłącznie na spekulację: w Warszawie jeszcze trzy lata temu było to 7,5 spośród 15 tysięcy nowych lokali. Jak jest w Poznaniu?

W końcu, co robią władze, by zapobiec oburzającym praktykom biznesmenów branży nieruchomości? Powiedzieć, że ani rząd ani samorządy lokalne nie są zainteresowane by zmniejszyć bańkę spekulacyjną, to mało. Władze dyscyplinują społeczeństwo przez podtrzymywanie głodu mieszkaniowego, dokładnie tak jak prywatni inwestorzy, tworząc te same patologie: domy bez ludzi i ludzi bez domów.

W Warszawie ponad 12 tys. ludzi (pięć tys. rodzin) czeka od blisko dziesięciu lat na lokale czynszowe. Połowa z nich dysponuje nawet wyrokiem sądowym przyznającym im natychmiastowe prawo do lokalu komunalnego – wynika z danych uzyskanych przez Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów. Jednocześnie, miasto posiadało w 2011 roku sześć i pół tysiąca pustych lokali; dwa tysiące z nich zdążyło już popaść w ruinę i nie nadaje się do mieszkania – ujawnili urzędnicy podczas rozmów z grupami skłotersko-lokatorskimi. Wolę władz najlepiej oddają ich decyzje, gdy jeden częściowo zreprywatyzowany dom dzielą z czyścicielami kamienic: zarządzenie kierunkowe prezydent Warszawy brzmi: „zrzec się części miejskiej”. Bliscy przyjaciele zabitej działaczki Joli Brzeskiej, z którą zakładali WSL – rodzina Baranków – mieszkają już niemal sami w dużym bloku na Dahlberga 5, który miasto dzieli z „duetem-SS”: Massalski-Mossakowski. Nie można pominąć, że zabójstwo Joli poprzedziło systematyczne opróżnianie kamienicy z mniej opornych lokatorów, aż w pustym budynku ostała się ona jedna. Czy naprawdę mamy biernie czekać na następną tragedię?! Nie będziemy czekać!

Także w Poznaniu szalejąca prywatyzacja idzie w parze z biernością władz, które nie tylko nie bronią mieszkańców w ich walce z czyścicielami kamienic, ale też same wytwarzają głód mieszkaniowy – w 2010 roku 800 poznańskich lokali czynszowych świeciło pustką.

Niezaprzeczalnie, władze lokalne i krajowe nie tylko mają obowiązek walczyć z głodem mieszkaniowym i bańką spekulacyjną, ale też mogą swobodnie sięgnąć po instrumenty prawne, których używają inne kraje dotknięte kryzysem mieszkaniowym. Francuskie prawo zezwala samorządom na przejęcie w zarząd długo niezamieszkanyh budynków i lokali. Anglia, walcząc z kryzysem miast po II wojnie światowej, zdekryminalizowała oddolną inicjatywę mieszkańców zajmujących pustostany. W Polsce, której historia została przepisana tak mocno, że wszystkie chyba powstania zdają się być krwawą walką o „Boga i wolność gospodarczą”, media i władze uznają samą myśl o redystrybucji mieszkań za bluźnierstwo. Debata publiczna cofa nas do atmosfery Średniowiecza: tak jak teoria o obrocie ciał niebieskich pachniała diabłem, tak teoria o społecznym obrocie nieruchomościami to wręcz dzieło Stalina. Uzdrowi nas jedynie wiara w wolny rynek. Trzeba tylko zapomnieć, że największe kryzysy ostatnich lat – od USA po Hiszpanię – zaczęły się właśnie od tragedii mieszkańców miast i masowych eksmisji. Bańki spekulacyjne pękają, wysokich kredytów nie da się spłacać. To nie przypadek, że najczęstszym obrazkiem miast w kryzysie są ulice wypełnione pustymi domami.

Także w Polsce, popadające w ruinę pustostany odzwierciedlają marniejącą kondycję życia wielu mieszkańców miast, stojących przed dylematem „wziąć kredyt, wyjechać, czy strzelić sobie w łeb?”. Czy coś nam jeszcze zostaje?Oddolne ruchy miejskie, od Nowego Jorku przez Barcelonę po Poznań i Warszawę, wskazują inną drogę – przejmij inicjatywę, broń się, weź życie we własne ręce, wymów służbę, zajmuj pustostany, okupuj, stawiaj opór. Nerwowej reakcji poznańskich władz wysyłających oddziały antyterrorystyczne przeciwko ludziom, którzy nie wierzą ani w obietnice wyborcze ani w niewidzialną rękę rynku, nie trzeba się dziwić – trzeba się jej masowo przeciwstawić, podejmując bezpośrednie akty obywatelskiego nieposłuszeństwa w obronie godności i podstawowych praw.

Kolektyw Syrena
30.08.2012
Warszawa